Pomarzyć
dobra rzecz, szczególnie jak się nie może z domu wyjść. Nie to,
że ktoś mi zabrania, wręcz przeciwnie, wszyscy namawiają, ale ja
się boję. Tak, tak, wiem, że to głupie. Wiem też, że lęk
przestrzeni można leczyć, ale jakoś mi nie idzie. Może dlatego,
że w tym celu musiałabym z domu wyjść? Wiem, że ludzie wychodzą,
ale ja wpadam w panikę dwa kroki za progiem. Irracjonalne?
Oczywiście, że tak, czy ja mówię, że nie?
Siedzenie
w domu nie jest takie straszne jakby się mogło wydawać. W dobie
Internetu w zasadzie wszystkie drzwi i okna na świat mam
pootwierane. Prus miał gorzej jak pisał Faraona. Gdzieś czytałam,
że też miał agorafobię i w ogóle z domu nie wychodził. Może
dlatego pisał tak genialne książki. Ja nie mam aż takich
aspiracji, talentu też nie, ale na bloga to mi umiejętności
wystarczy.
Oglądałam
sobie dziś oferty turystyczne. Ot tak, żeby zobaczyć co mnie
omija. Czasem tak robię z nadzieją, że coś mi da kopa i każe
wyjść z domu, ale jakoś nie mogę trafić na to coś. Chociaż nie
powiem, te wyjazdy
do ośrodków narciarskich całkiem ciekawie wyglądały.
Pomyśleć, że kiedyś jeździłam na nartach. Stare dzieje. Czasem
nawet za tym tęsknię podobnie jak za jazdą na rowerze. Z rowerem
łatwiej, mam w domu taki treningowy, jak zamknę oczy i otworzę
okno to mogę przez chwilę poudawać, że jestem w trasie. Nie teraz
oczywiście tylko latem. Nart udawać się nie da. Ale narty to
jeszcze za mało, żeby mnie z domu wygonić. Chociaż jak sobie
pomyślę o tych stokach całej Europy w zasadzie na wyciągnięcie
ręki... teraz to nawet można mieć hotel w pobliżu stoku. Co kto
woli, pojedyncza klitka z oknem na śmietnik albo wypasiony
apartament. Ja bym wolała klitkę, oczywiście teoretycznie, gdybym
tam trafiła jakimś cudem. Do spania nie potrzeba stu metrów
kwadratowych. A w dzień się w hotelu nie siedzi.
Kiedyś
się nie siedziało. Teraz się siedzi w domu i z niego nie wychodzi.
Poopisuję
Wam trochę to moje życie z dala od świata. Może dzięki temu
świat przyjdzie do mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz