Maila
dostałam. Niby żadne dziwo, pracując w domu ciągle dostaje się
tonę maili, nic nadzwyczajnego. Czasem nawet spam sprawdzam, bo
trafiają tam rzeczy, które trafić nie powinny. No więc mail jak
mail, żadne dziwo. Dziwne by było, gdybym żadnego nie dostała
przez cały dzień.
O
tak, brak maili zwiastowałby koniec świata co najmniej. Odcięcia
internetu w ogóle nie biorę pod uwagę, mam stacjonarny, dwa
mobilne i jeszcze komórkowy. Gdzieś te maile zawsze dochodzą. No
ale jak będzie koniec świata to może internetu zabraknąć. I
wtedy nie dostanę maila. I będę wiedziała, że coś wisi w
powietrzu. Jeśli nie dostaniesz maila, to wiedz, że coś się
dzieje. Mogłabym sobie takie hasło na ścianie wymalować, albo
zrobić magnes na lodówkę.
No
więc dostałam maila. Od służbowych różnił się tym, że był
prywatny. I to w sumie było dziwne, bo po pierwsze prywatnych
znajomych mam mało, po drugie raczej nie piszą do mnie maili. To
jest taka wąska grupa ludzi, którzy mnie odwiedzają, albo dzwonią.
Częściej dzwonią.
No
więc mail był prywatny, od kogoś, kogo nie znam, ale ten ktoś
najwyraźniej zna mnie. Gdyby nie znał nie zwracałby się do mnie
po imieniu. Mojego maila też by nie znał, bo to prywatny mail, n,ie
podaję go praktycznie nikomu. Taki zakamuflowany trochę. Zna go
może siedem osób. No teraz wychodzi na to, że osiem. Albo ktoś
sobie żarty dziwne robi. Mail miał nagłówek, miał datę i
praktycznie nic więcej. Żadnych wylewnych treści, żadnych próśb,
gróźb, błagań, żądań, prób przekupstwa. Żadnych
kompromitujących zdjęć zrobionych ukrytą kamerą. Nic. No prawie
nic. W pierwszej chwili tego nawet nie zauważyłam, bo było na dole
strony, tam gdzie miejsce na stopkę. Zresztą zaraz pod tym był
podpis. Kompletnie obcej mi osoby zresztą. Nie znam żadnego
Andrzeja Pawłowskiego. W ogóle nie znam żadnego Andrzeja, ani w
realu, ani w internecie. A ów Andrzej przysłał mi tajemniczego
linka: kliknij
tutaj i
nic więcej. Dziwny jakiś. Nie wiem, co chciał mi przez to
powiedzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz