Fryzjerka u mnie
była. Tak, jednym z efektów niewychodzenia z domu jest niechodzenie
do fryzjera. Ale to wcale nie znaczy, że wszystkie osoby z
agorafobią noszą długie włosy, bo nie mają co z nimi zrobić. Ja
nie chodzę do fryzjerki. Ona przychodzi do mnie.
Bardzo miła, wcale
nie młoda pani, która niejedno w życiu widziała i nie usiłuje
mnie przekonywać, że naprawdę mogłabym, gdybym tylko się
postarała, bo wszystko leży w mojej głowie i sile woli. Jasne. Tak
właśnie gadała ta babka, co mi robiła paznokcie. Już mi nie robi
paznokci. Po latach walki, terapii, trudnych eksperymentów, po
prostu się poddałam. Nie chce mi się. Nie muszę. Nie mam dla
kogo. Może gdybym miała, sytuacja wyglądałaby inaczej. Ale nie
mam. Jestem samotna. Jeszcze nie stara, nawet jeszcze w wieku
produkcyjnym, ale już samotna. I raczej tak zostanie. Za mąż nie
wyjdę, bo przede wszystkim musiałabym wyjść z domu. Nie sądzę,
żeby siła miłości była aż tak wielka, żeby dała radę mnie z
tego domu wygonić. Wszystko, na co mnie stać, to romanse w
internecie, ale tych też jak na lekarstwo. Może słabo szukam. Tak
naprawdę wcale nie szukam. Znalazłam swój sposób na życie i
dobrze mi tak, jak jest. A samotność? Samotność to tak naprawdę
stan umysłu. Mój umysł nie czuje się samotny. W internecie zawsze
znajdzie się ktoś, z kim można pogadać. Czasem nawet twarzą w
twarz. Znaczy przez videorozmowę. Ale to prawie jak twarzą w twarz,
szczególnie jak ma się dobry sprzęt. A ja mam.
Ale w sumie to nie o
tym chciałam pisać, tylko o fryzjerce. Pani Monika przyniosła mi
nowe fajne kosmetyki
do pielęgnacji włosów. Zaskoczyła mnie tym trochę. Nie tym,
że przyniosła, tylko że w ogóle można używać czegoś więcej
niż szamponu. Ja po prostu myłam włosy i tyle. A teraz mam jeszcze
odżywkę, maskę i serum do włosów. No to będzie prawdziwy wypas.
Muszę się zastanowić, kogo zaprosić na pogłaskanie tych cudów,
bo tak pielęgnować po nic? Niby dla siebie samej też warto, ale w
tym wypadku jakoś mnie to nie satysfakcjonuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz