Wydawałoby
się, że internet jest nieograniczony, że ludzi w nim i miejsc
tyle, że zliczyć się nie da. A ja ciągle trafiam na tych samych
ludzi, nawet jak próbuję wkraczać w nowe terytoria wirtualne.
Gdzie nie pójdę tam zawsze znajome twarze, a raczej nicki i
avatary.
Ostatnimi
czasy nawet z premedytacją szukam nowych miejsc i nowych ludzi,
jakoś się pusto wokół mnie robi, część znajomych się
odwróciła. I wiem dlaczego. Bo to są także znajomi Pawła. Nie
wiem tylko co im Paweł naopowiadał, że nagle się cicho wokół
mnie zrobiło. A może im nic nie naopowiadał, Paweł świnią nie
jest w gruncie rzeczy. Jednak internet żyje swoim życiem, coś ktoś
chlapnął i się z tego nie wiadomo jakie plotki zrobiły. Nie no,
naprawdę nie wiem co o tym myśleć.
Zrobiłam
sobie przerwę w nauce, bo program
do tworzenia stron internetowych jakby
mnie zmęczył i wbiłam się na nowego czata. Tak na marginesie,
próbuję się nauczyć czegoś nowego, dobrze mi to zrobi. Jak się
z domu nie wychodzi to trzeba mieć trochę różnych zainteresowań
i dobrze co jakiś czas dorzucić nowe. Na razie tylko się uczę,
może z czasem zacznę na tym zarabiać. W sumie to całkiem fajne
zajęcie jest i kompletnie inne niż to co robię w tej chwili.
Ale
wracając do naszych baranów jak mawiała moja babcia, weszłam
sobie na tego nowego czata, na którym w życiu nie byłam i co? I
kto? I Paweł! A ja tam poszłam z nadzieją, że nikogo znajomego
nie będzie. Posiedziałam tam chwilę i wyszłam. Drętwo jakoś
było. A może to ja się drętwo czułam. Nie umiałam się
swobodnie odezwać przy nim. Zdeprymowało mnie to tak, że
kompletnie nie wiedziałam co robić. Normalnie poczułam się
wypędzona z internetu. Osaczona przez jedną osobę. Szaleństwo
jakieś. Mogłam iść gdzie indziej, bo wszędzie chyba go nie ma,
ale jakoś nie miałam ochoty. Włączyłam sobie jakiś przedwojenny
film i udawałam, że internet wcale nie istnieje. Chociaż z drugiej
strony – nie wyobrażam sobie mojej choroby bez internetu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz