środa, 30 września 2015

Spotkanie

Wydawałoby się, że internet jest nieograniczony, że ludzi w nim i miejsc tyle, że zliczyć się nie da. A ja ciągle trafiam na tych samych ludzi, nawet jak próbuję wkraczać w nowe terytoria wirtualne. Gdzie nie pójdę tam zawsze znajome twarze, a raczej nicki i avatary.

Ostatnimi czasy nawet z premedytacją szukam nowych miejsc i nowych ludzi, jakoś się pusto wokół mnie robi, część znajomych się odwróciła. I wiem dlaczego. Bo to są także znajomi Pawła. Nie wiem tylko co im Paweł naopowiadał, że nagle się cicho wokół mnie zrobiło. A może im nic nie naopowiadał, Paweł świnią nie jest w gruncie rzeczy. Jednak internet żyje swoim życiem, coś ktoś chlapnął i się z tego nie wiadomo jakie plotki zrobiły. Nie no, naprawdę nie wiem co o tym myśleć.
Zrobiłam sobie przerwę w nauce, bo program do tworzenia stron internetowych jakby mnie zmęczył i wbiłam się na nowego czata. Tak na marginesie, próbuję się nauczyć czegoś nowego, dobrze mi to zrobi. Jak się z domu nie wychodzi to trzeba mieć trochę różnych zainteresowań i dobrze co jakiś czas dorzucić nowe. Na razie tylko się uczę, może z czasem zacznę na tym zarabiać. W sumie to całkiem fajne zajęcie jest i kompletnie inne niż to co robię w tej chwili.

Ale wracając do naszych baranów jak mawiała moja babcia, weszłam sobie na tego nowego czata, na którym w życiu nie byłam i co? I kto? I Paweł! A ja tam poszłam z nadzieją, że nikogo znajomego nie będzie. Posiedziałam tam chwilę i wyszłam. Drętwo jakoś było. A może to ja się drętwo czułam. Nie umiałam się swobodnie odezwać przy nim. Zdeprymowało mnie to tak, że kompletnie nie wiedziałam co robić. Normalnie poczułam się wypędzona z internetu. Osaczona przez jedną osobę. Szaleństwo jakieś. Mogłam iść gdzie indziej, bo wszędzie chyba go nie ma, ale jakoś nie miałam ochoty. Włączyłam sobie jakiś przedwojenny film i udawałam, że internet wcale nie istnieje. Chociaż z drugiej strony – nie wyobrażam sobie mojej choroby bez internetu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz