Pierwszy
raz od dawna miałam okazję porozmawiać z ludźmi oko w oko. Nie
liczę tu listonosza czy kuriera, bo trudno mówić o prawdziwych
rozmowach z nimi. Listonosz to w ogóle przychodzi do mnie tylko
dlatego, że mu płacę, inaczej by zostawiał w skrzynce wszystko
jak leci, a przecież ja do skrzynki nie zejdę.
Z
kurierami jest trochę inaczej, bo oni muszą się na to moje piętro
wtelepać czy chcą czy nie chcą. Ale wchodzą na pół minuty to
się nie liczy.
A
w święta miałam prawdziwych gości, takich co przychodzą i
wychodzą pięć godzin później. Takich, co siadają przy stole,
jedzą, piją rozmawiają, śmieją się. Takich prawdziwych.
I
niestety muszę Wam powiedzieć, że zdziczałam. Nie umiem rozmawiać
z ludźmi. Wszyscy się pytają, co ja taka milcząca, a ja normalnie
nie wiedziałam co mówić. Jednak rozmowa na żywo to nie to samo co
rozmowa przez kamerkę, czy na czacie. Przez internet się jakoś
wolniej myśli. Nie umiem tego dokładnie wyjaśnić. Ale jednak nie
umiem rozmawiać z ludźmi na żywo. No kurde, nie umiem. Starałam
się, naprawdę się starałam. Przygotowałam stół, nakryłam
białym obrusem, napiekłam ciast i mięs, zamówiłam dobre
przystawki i alkohol, wszystko było tak jak powinno być. I chyba
nawet wszyscy się dobrze bawili. Wychodzili zadowoleni, rzucali mi
się na szyję, mówili że trzeba to powtórzyć i żebym się nie
martwiła, bo oni przyniosą żarełko ze sobą, żeby mnie na koszty
nie narażać, a przyjdą do mnie bo ja nie przyjdę do nich. I że
było tak fajnie, że musimy się częściej widywać. Jestem ciekawa
ile w tym kurtuazji a ile faktów. Pożyjemy zobaczymy.
Jak
wyszli zerknęłam sobie przez okno, zobaczyć jak odjeżdżają.
Przy okazji zobaczyłam, że u dilera naprzeciwko są nowe
samochody osobowe.
Wielki napis na całe okno machnął. Co najmniej jakby do tej pory
ciężarówki sprzedawał. Jakoś ostatnio lubię patrzeć co się u
tego dilera dzieje. Nie wiem czemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz