poniedziałek, 15 grudnia 2014

Chora

Nie wiem kto wymyślił, że jak się nie wychodzi z domu to się żadnej zarazy nie złapie. Ktokolwiek to był miał dużo fantazji i ani trochę racji. Chociaż nie wychodzę z domu nawet na klatkę schodową, to się najzwyczajniej w świecie rozchorowałam. No i wszystkie teorie o profilaktyce i kwarantannie biorą w łeb. W zasadzie jedyną osobą, którą mogę podejrzewać, jest ten kurier, który mi zakupy przyniósł. W końcu jeść coś muszę. Z nikim innym się nie kontaktowałam w ostatnim tygodniu.


Kto by mi tego dziadostwa nie przywiózł faktem pozostaje, że chociaż sama się rozchorowałam to sama nie wyzdrowieję. Zadzwoniłam do przychodni, oczywiście, ale mi poradzili, żebym do nich przyszła. Nawet mi numerek zarezerwowali. Nie wiem po co, bo tłumaczyłam, że z domu nie wychodzę. Niestety panienka w recepcji nie wie co to agorafobia. Nie pozostało mi nic innego jak wezwać lekarza prywatnie. Przyszedł, czemu nie, zawsze przychodzi. Przyzwoity starszy pan, powiedziałabym, że przedwojenny, ale to chyba niemożliwe, za stary by był żeby praktykować. W każdym bądź razie, rozumie tak mnie jak i sytuację. Nie wypisuje mi recept, bo wie, że i tak ich nie zrealizuję. Na szczęście nie muszę brać antybiotyków. Całą resztę mogę kupować bez recepty.

Już nie pierwszy raz apteka internetowa ratuje mi życie. Niby infekcja nie taka groźna, ale bez paru medykamentów się nie obejdzie, nie ma szans. Nie wnikam za bardzo co tam mi pan doktor przepisał, grzecznie biorę i tyle. I trzymam kciuki sama za siebie, żebym szybko wyzdrowiała, bo nienawidzę chorować, wystarcza mi moja trwała i permanentna przypadłość.


A póki co to sobie włączę jakiś film, staroć jakąś żebym nie musiała się za bardzo skupiać. Zawsze tak robię jak jestem chora. Włączam jakiś film, który dobrze znam i będę udawała, że nie wiem kto zabił. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz