Paweł
mnie wczoraj tak nastraszył, że jeszcze do dziś mi serce nierówno
wali. Chociaż w zasadzie to nie wiem czego ja się przestraszyłam.
Może to przez zaskoczenie.
Dobra po
kolei.
Siedzieliśmy
sobie wczoraj w południe przed komputerami, jak zwykle zresztą,
rozmawialiśmy o byle czym, bo w sumie nie ma znaczenia o czym, ważne
z kim, i nagle Paweł najnaturalniejszym w świecie głosem
powiedział:
- Idę
wieczorem na zakupy, wpadnę po drodze do Ciebie.
No i
mnie zamurowało, bo minę miał śmiertelnie poważną. Nie wiem co
mnie bardziej zaskoczyło, że idzie na zakupy, czy że będzie u
mnie.
- Jak
to? - zapytałam mało inteligentnie.
- No co
jak to? Chleb mi się skończył, mleko, ser, mąka, takie tam
podstawowe rzeczy. Szampon jeszcze muszę kupić. To sobie wyskoczę
do tego sklepu koło Ciebie, kupić ci coś? I na kolację coś kupię
od razu, dobrze? Aha, masz łóżko dla gości?
- Łóżko
tak, tylko szczoteczki
do zębów nie – odpowiedziałam mało inteligentnie.
- O
właśnie, dobrze że mi przypomniałaś, szczoteczkę do zębów też
kupię. Coś potrzebujesz ze sklepu?
Akurat
byłam świeżo po odebraniu dostawy z hipemarketu i miałam w domu
wszystko co potrzebowałam, ale co mi szkodziło coś głupiego
palnąć?
- Sushi
możesz kupić na kolację, jakoś mnie ochota naszła.
- Dobrze
to dziś na kolację zjesz sushi. Jakieś winko do tego sobie
życzysz?
-
Czerwone może być. Wytrawne. Albo półwytrawne.
I
kurcze, nie wiem jak on to zrobił, ale naprawdę jadłam sushi na
kolację. Kurier przyniósł. Bo Paweł to mnie po prostu wkręcił i
wcale się do żadnego sklepu nie wybrał. Nie wiem co mi się stało,
że nie załapałam żartu. Jakoś się przestraszyłam, że nam się
płaszczyzna kontaktów zmieni. Nie wiem dlaczego, bo w gruncie
rzeczy przecież nie raz i nie dwa o tym myślałam. No cóż, Pawła
eksperyment pokazał, że wcale nie jestem na to gotowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz